Wiele lat patrzyłam na ten dom zarośnięty krzaczorami i pokryty awangardową mieszanką kurzu, mchu i pajęczyn. Czasami tam właziłam przyprawiając jego mieszkańców o zawał serca. Puszczyk wylatywał z komina i z pobliskiej gałęzi gapił się na mnie jednym okiem jak na wariatkę, koziołek miał swoją metę w stodole i też nie lubił gości, rudziki wiły gniazda gdzie popadnie i generalnie miały mnie w nosie, gniazdo os w kalenicy było wielkości piłki do koszykówki, a kuna pod dachem miała pokaźną kolekcję piór i kostek z małych sarenek. Pomimo ostrzeżeń zaprzyjaźnionych budowlańców postanowiłam wydrzeć tę chatę pazurami z tych pokrzyw i otworzyłam zardzewiałą furtkę do najprawdziwszego Tajemniczego Ogrodu.
Dzisiaj chcę się tym miejscem dzielić i zaprosić pasjonatów natury i spokoju do świętowania tutaj dnia codziennego.